Nie
jestem dobra w podsumowaniach życiowych etapów. Nigdy ich nie robiłam, nie było
to moim priorytetem. Żyłam i to mi wystarczało. Nadszedł jednak w moim życiu
ten moment, w którym poczułam, że przecież to mityczne coś zrobiłam i mogę
pewne wydarzenia z mojego życia przywoływać. Rok 2017 był dla mnie „rokiem
pierwszych razów”. To właśnie na przestrzeni tych dwunastu miesięcy dokonałam
wielu rzeczy, które jeszcze przed kilkoma laty były dla mnie nie osiągalne. Co
zrobiłam w 2017 roku?
1.
Zapisałam
się do koła naukowego, o którego istnieniu nie miałam pojęcia.
To nie była
przemyślana decyzja, muszę to przyznać, a raczej dzieło przypadku. Jestem
bardzo wdzięczna za ten szczęśliwy traf, bo Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów
UMCS pozwoliło mi się rozwijać. Już wcześniej należałam do innego koła, które
jednak nie spełniało moich oczekiwań. SKNE, jak się okazało, działa bardzo
prężnie, intensywnie i stanowi bardzo zgrany zespół. Zapewne to stanowi o jego
sile. Dzięki działalności w ramach tego koła naukowego mogę dzisiaj pochwalić
się kilkoma pierwszymi razami, znajdującymi się na tej liście.
2.
Poznałam
podstawy photoshopa.
Nie wyobrażacie
sobie nawet, jaka byłam szczęśliwa, kiedy po raz pierwszy udało mi się wykonać
retusz starej, zniszczonej fotografii lub ładnie wkleić pingwina z jednego
zdjęcia na drugie. Dla kogoś, kto ma duże problemy z relacjami przestrzennymi,
jest to nie lada wyczyn.
3.
Wzięłam
udział w konferencji naukowej (dwa razy).
Nie umarłam ze
strachu. Przy moich długoletnich zmaganiach się z fobią społeczną wydawałoby
się to niemożliwe. Udało się. Napisałam dwa referaty, które wygłosiłam. Dzięki
temu mogłam zająć się tematyką hasztagu
jako nadzwyczaj interesującego tworu językowego. Wyjazd na jedną konferencję
wiązał się z pobytem w Mielniku – malowniczym miejscu na krańcu świata.
4.
Wyjechałam
na obóz naukowo-badawczy.
SKNE zajmowało się
podczas niego przeprowadzaniem wywiadów nt. obrzędów weselnych. Nie miałam
pojęcia, że zdobędę tak dużą wiedzę i doświadczenie, wyjeżdżając na wieś. To
była niesamowita wyprawa, która pokazała mi, że zwykli, prości ludzie skrywają
niesamowite historie i wielkie talenty. Odkryliśmy też pewną starszą panią,
która dopiero na emeryturze rozpoczęła swoją karierę literacką.
5.
Zrobiłam
lobiani!
Niestety nie wiem,
jak smakowało, bo mam alergię na czosnek, ale prezentowało się całkiem nieźle.
Lobiani to gruzińskie pieczywo obrzędowe związane z dniem św. Barbary. Mój
pierwszy wypiek miał miejsce podczas zorganizowanych przeze mnie warsztatów
piekarniczych w ramach Festiwalu Mikołajki Folkowe.
6.
Zaczęłam
projektować
Uczę się tego, ale
sprawia mi to niesamowitą frajdę. Część rzeczy robię analogowo, część prac
wykonuję przy użyciu komputera. Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła coś takiego
robić ze względu na moje deficyty, ale okazuję się, że mogę i jest to świetna
zabawa. I dzięki temu…
7.
Z
koleżanką zaprojektowałyśmy okładkę książki
W ramach serii Gawędy o kulturach. Owa przynależność do
serii ograniczała nas trochę, ale postanowiłyśmy nieco wyjść poza jej ramy i
odrobinę ją unowocześnić. To była jedna z moich pierwszych, większych prac w
profesjonalnych programach graficznych, która przybierze wkrótce materialny
kształt. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę okładkę na żywo. Możecie zajrzeć na
instagrama koleżanki, jej stories na pewno poprawią Wam humor.
8.
Zjadłam
bardzo mało podczas świąt.
Nie, nie byłam na
diecie. Powodem był dziwny brak apetytu. Żałuję tak bardzo, bo nie zjadłam ani
jednego kawałka moich ulubionych ciast.
9.
Zagrałam
w The Sims 4
Późno, ale dopiero
wtedy mogłam sobie pozwolić na kupno tej gry. Nie zmienia to faktu, że nie mam
również zbyt wiele czasu, żeby kontynuować rozgrywkę, więc moje simsowe
rodzinki tułają się po simowym świecie w zapomnieniu, szarości dnia codziennego. Kto wie, może przeżywają kryzys egzystencji.